Jest 7 rano. Zimno straszliwie. Spaliliśmy już całe dostępne w
promieniu 200m drewno. Udaje mi się dodzwonić do Chłopaków. Od czasu kiedy
nas ostatnio widzieli, zrobili już 100 km a jednak nie dojechali do nas. I oczywiście znowu skończyło się im paliwo. Postanawiamy z Tomkiem uruchomić scorpiona i jechać na trzech
kołach. Przekładamy tylną piastę na przód. Zakładamy 3 koła (bez tylnego
prawego), mosty ściągamy wyciągarkami do góry, przekładamy wszystkie ciężkie
rzeczy na lewy przód i próbujemy jechać. Nie jest źle, zwrotnica tylko trochę,
dotyka podłoża. Niestety mamy napęd tylko na dwa lewe koła, co powoduje mocne ściąganie
auta. Tak zaczynamy się toczyć aż do asfaltu. Po 1,5 km spotykamy nasz
serwis. Dojechał. Kamil wymyślił coś genialnego. Uruchomił zalaną dzień
wcześniej piłę łańcuchową, ściął wielkie drzewo i z niego odciął 2,5metrowy bal.
Podłożył go pod most a z przodu przywiązał wysoko do klatki. Dzięki temu,
mieliśmy zamiast koła, wielką nartę, która swobodnie ślizgała się po podłożu, nie
uszkadzając zawieszenia. W takim stanie spokojnie wciągnęliśmy scopriona na
lawetę. Wróciliśmy na camp, na którym nie było już prawie nikogo. Stały tylko nasze namioty i
kręciły się jeszcze służby porządkowe. Zjedliśmy coś na szybko i poszedłem
się położyć, żeby choć trochę wypocząć przed drogą . Zasnąłem momentalnie. 3 godziny później obudził mnie Sebastian. Wyruszamy w stronę domu. Po drodze jeszcze tylko krótki postój w supermarkecie w okolicach Petersburga, gdzie robimy ostatnie zakupy regionalnych produktów. Wracamy z północy, co zatem możemy nabyć, jak nie suszone rybki. Przypominają nieco podłużne chipsy i są idealne jako zakąska do piwa czy innych trunków. Znalazłem również wódkę o nazwie ŁADOGA. Oczywiście nie mogłem się oprzeć, to fantastyczny trunek do domowej kolekcji. Mam nadzieję że uprzyjemni nam wieczory podczas domowego biesiadowania. Wzięliśmy kilka litrów i idziemy do kasy. Niestety, Pani kasjerka nie może nam jej sprzedać. Nowa ustawa obowiązująca od niedawna w Rosji podnosi ceny alkoholi i jednocześnie ogranicza dostępu do niego. Alkoholu powyżej 15% nie można kupować pomiędzy 23 a 7 rano. Zniechęceni pozostawiamy boski trunek. Przed nami już tylko granica. I tu jak zwykle wojna o miejsce.
Kolejka na jakieś 30 godzin czekania. Jesteśmy tak zmęczeni ponad tygodniowym rajdem, że nie wyobrażamy sobie tego czekania. Pogranicznicy nic nie wiedzą o naszym przejeździe i nie
chcą „współpracować”. Zupełnie nie
zgadzają się na ominięcie kolejki. Byliśmy już z Tomkiem kilkukrotnie na granicach bloku wschodniego i dzisiejsza sytuacja nie wygląda różowo. Sebastian jest mocno zdeterminowany. Naciska abyśmy wszystkich ominęli i
stanęli pod prąd przed szlabanem powrotnym. Pomysł o tyle wydaje mi się
ryzykowny, że ostatnio jak zrobiliśmy z Tomkiem podobny numer na granicy
ukraińskiej, to pogranicznik przeładował broń w moją stronę. Ale cóż niech się
dzieje co chce. Stajemy pod prąd, przemytnicy którzy stają tam ponad dobę
patrzą na nas wilkiem. Tomek idzie do pogranicznika i kłamie mu, że się
dogadaliśmy z przemytnikami i oni nas puszczą, więc chodzi tylko o to aby wpuścili nas przez
bramkę. To ryzykowna gra. Jeśli się połapią, to możemy tu zostać na 3 doby. Przemytnicy myślą, że dogadaliśmy się z pogranicznikiem i sami pokazują nam, że mamy jechać. Udało się. Doba na granicy zaoszczędzona. Teraz już obowiązuje układ z Schengen i prosta droga do domu. Zahaczając przy okazji o Łomianki, skąd musimy odebrać nasze bambetle i piastę aby założyć koło. |
ŁADOGA TROPHY 2011 >