Dzisiaj plan jest następujący. Jedziemy na OS około 30km, limit czasu 6 godzin. Po odcinku wracamy na camp, tam serwisówka Romana pomaga zawieźć nam przyczepę z Argo na ostatni Camp 220km, a my holujemy zasrane Ducato. Start mamy około 13, wiec do 22 powinniśmy spijać piwko nad Ładogą. Dzisiaj na starcie jesteśmy dwie godziny przed czasem. Obok jest piękne jeziorko, więc nie omieszkaliśmy się w nim wykąpać. Krzycho pokazuje swoje umiejętności pływania kraulem od Wiktora do mnie. Piękni i czyści wbijamy się z Arkiem w przepocone śmierdzące ciuchy motokrosowe. W międzyczasie pilot Sherpa opowiada mi o zastosowanych patentach. Nawet w wielkiej tajemnicy pokazuje mi serce tego potwora i cały układ napędowy. Jestem pod wrażeniem potężnych łańcuchów i tarcz hamulcowych o średnicy 50cm. Ostatnio pękł im przegub i zniszczył całą obudowę układu różnicowego. Inną ciekawostką był system opuszcza pojazdu na linie, który musieli ostatnio wykorzystać na stromych zjazdach. Jest to bardzo proste urządzenie stosowane w czołgach, które sami zrobili, podobne trochę do rolki wspinaczkowej. Rozmawiamy również o sukcesie na jaki liczą po wygraniu Ładogi na tle biznesowym. Już jeden klient jest, a pojazd kosztuje około 200 000zł.Już cała śmietanka potworów jest gotowa do rozpoczęcia kolejnego dnia rywalizacji. Dziś my wyznaczamy szlak. Ruszamy, odcinek jest bardzo zróżnicowany. Najpierw atakujemy zalane drogi, później nieduże zimniki, następnie droga zrywkowa, aż w końcu przebijamy się po sekcji kamieni jeziora
morenowego gdzie, ku mojemu zdziwieniu idzie nam wręcz fantastycznie. Na tej
właśnie sekcji wyprzedzamy walczący samochód i dwa quady. Spodziewałem się że
to my będziemy tym żółwiem, ale dzięki długim płaskim gąsienicom pojazd nie
wpada w jamy pomiędzy poszczególnymi głazami. Bardzo szybko mijamy tę sekcję i
uciekamy dalej. Cały czas czujemy na sobie oddech Sherpów, są gdzieś za nami, ale ich nie
widać. Taka konfiguracja odcinków pojawia się kilka razy. Mamy coraz większe
doświadczenie w wyborze optymalnych dróg, więc czas przejazdu maleje. Ciśniemy
ile się da. Kręgosłup już jest tak przeciążony od ciągłych uderzeń, że staramy
się stać jak najwięcej, ale to nie jest proste. Dolatujemy do mety. Żadnego z Sherpów nie ma. Nareszcie Sukces. Udało nam się skończyć cały odcinek przed nimi.
Tylko Fin sześciokołowiec był chwilę przed nami. Ekipy serwisowe Sherpów
gratulują nam, a kiedy wreszcie chłopaki dojechali, Alieksiej krzyknął „You Did
it”. Są pod bardzo dużym wrażeniem, jak w takich sekcjach mimo tego, że sami nie
odpuszczali byliśmy pierwsi. Po takim
sukcesie jedziemy ponownie nad jeziorko i kąpiemy się, a w ślad za nami przybywają
kolejne ekipy. Wypoczęci z dozą motywacji wracamy na camp gdzie oczekujemy,
że Dagmara z Romanem już czekają i wszyscy wyjedziemy na ostatni nocleg.
Niestety Ładoga nie wypuści nas tak szybko ze swoich macek. Kiedy docieramy, widzimy tylko auto serwisowe i Andrzeja, który informuje nas, że Dagmarze
złamała się półoś na odcinku i i chłopaki do niej pojechali. My wiemy co to
jest za odcinek i żadne auto wyprawowe nie ma szans dojechać do nich. Po drodze
jest sekcja skalna, zimniki, piony i głębokie oczka Po godzinie docieramy do wyczerpanych rodaków. Stoją na Zimniku odciągnięci na bok wyciągarką z rozebranym kołem. Dagmara poczęstowana PrincePolo nabiera pozytywnej energii. Po niedługiej walce z wydostaniem się z jamy łapiemy rajdówkę do Argusia i ciągniemy go najkrótszą drogą przez zimnik taką techniką oszczędzamy cenne godziny. Intuicyjnie wytyczyłem nową drogę, która okazało się ominęła cały odcinek specjalny i wyprowadziła nas bezpośrednio na Krzysia z Wiktorem, którzy czekali na nas w explo. Jesteśmy na twardym wracamy na camp. Mamy godzinę 24.
|
ŁADOGA TROPHY 2016 >