Droga drwali i kościół. Te nazwy wzbudzają w każdym uczestniku
Ładogi chwilę zwątpienia.
Pod względem
bezpieczeństwa jest to najbardziej ryzykowna trasa. Uszkodzenie auta skazuje
załogę na poradzenia sobie we własnym zakresie
lub dojście na pieszo do mety w najbardziej pesymistycznym wariancie około 40km. Żadne auto serwisowe nie ma szans na
przedostanie się tam. Chyba, że będzie to pojazd przystosowane do jazdy w klasie
proto tr3 lub ciężarówka klasy kraz 8x8.
Szusta godzina pobudka. Adam punktualnie o 8.11 wystartował.
My robimy mały przegląd
amfibii i szykujemy się na wyjazd. Bardzo dobrze pamiętam tą drogę. Najpierw jest
przejazd około 20km przez pioruńsko bagnistą drogę, a następnie pościnane
i rzucone na drogę bale wytyczają szlak. Kamil z Kasią bardzo źle wspominali
ten fragment, ponieważ przenoszenie quada przez, każde drzewo na odcinku kilku
kilometrów jest wstanie wykończyć każdego.
Wybieramy wariant jazdy pod prąd z tej strony szybciej
dostaniemy się do Ciekawych punktów przeprawowych. Na początku spotykamy Juria,
który razem z ekipą filmową rejestrują zmagania wzdłuż długiego prostego
przejazdu, gdzie koła całkowicie zanurzone w gęstej mazi wyrzucają w górę
pościnane bale. To właśnie one są odpowiedzialne za wszelkiego rodzaju
uszkodzenia zawieszenia lub kół.
Po chwili uwieczniania zmagań z klasy open ruszamy
nad wodę. Tutaj robię spływ i kotwiczę się na środku rzeki. Z tego miejsca mam doskonały widok na załogi, które w sposób
spektakularny przeprawiają się na druga stronę. Najpierw trzeba zjechać z 3
metrowego krawężnika wprost do wody. Następnie powoli po kamieniach wydostają
się na brzeg. I znowu najtrudniej mają tu quady
co kończy się dla niektórych frontfilpem (przewrót w przód z quadem).
Przez cały czas mamy kontakt ze sprinterem. Jedyne co nas martwi, że mimo
godziny 16 przejechało bardzo mało załóg z klasy proto i tr3.
Dla niego minęło 10 godzin kiedy pilot poszedł po pomoc, bez
fajek zegarka to trwało wieczność. Biorąc pod uwagę, że nie ma nocy, nie da się
określić pory dnia. W jego głowie powstały wszystkie możliwe scenariusze. Kolega żaba opowiadał
jak to nosił w takim terenie akumulator w te i z powrotem. Odparzył sobie stopu
do takiego stopnie, że zeszła mu skóra i nie mógł dalej iść. Towarzyszące roje
gzów, muszek i komarów, cały rok czekają na towar z importu i chcą się najeść
na cały rok. Tu nawet spray z DEET nie pomaga.
Pomoc dotarła to jest najważniejsze. Adam się uspokaja i w
formie żartu już opowiada o czym myślał. Uruchamiamy samochód i ruszamy.
Z
naszej analizy mapy i naszego porannego rekonesansu wynika, że warto przebić
się jeszcze 1km do trochę bardziej przyjaznej drogi. Z każdą kałużą jest jednak
coraz gorzej. Po chwili musimy z Michałem rozbujać amfibię aby przepełznąć przez bardzo podmokły teren. Jeżeli my mamy problem to wiadomo, że dowolne auto
musi się ciągać i idzie na peryskopową. Arek w klapkach rusza do przypinania liny. Na odcinku 400m
musieli przypinać się z dziesięć razy. Wkurwienie Adama sięga zenitu po
terrorze psychicznym w oczekiwaniu pomoc teraz musi kontynuować walkę o przetrwanie. On chciał wracać tą samą drogą, którą
przyjechał, ale my powiedzieliśmy, że tu za chwilę będzie łatwo miło i przyjemnie.
Michał siedzący
ze mną powtarzał „ dawaj jedziemy bo on nas zajebie”. Kiedy przeprawiliśmy się
przez głęboki kanał w gęstym lesie to za
naszymi plecami było tylko słychać dźwięk ryczącego V8 i taranowanych na chama
drzew. Ten destrukcyjny jazgot w pełni oddawał emocje w taxi. Jak to nam Arek
później powiedział „ chłopaki Adam miał taką pianę na pysku, że zastanawiałem
się czy nie wracać na pieszo”. Z tego wszystkiego najgorsze było to, że do
naszej super drogi pozostało jeszcze 400m, a przed nami kolejny las lub w
alternatywnie porozrywany zimnik.

My idziemy przez zimnik, chłoapki lasem.
Tutaj spotykamy kolejne 3 quady z powyginanymi kołami, porwanymi linami. W
ekipie była dziewczyna, wzrokiem błagając o litość. Napoiliśmy ich i zabraliśmy
wiadomość do bazy. Miejsce w którym byli było najbardziej oddalonym punktem. Po
kolejnych 400m faktycznie jest upragniona droga oczywiście fragmentami
wyposażona w błoto, ale nie ma bali, które dla nas są wyjątkowo niewygodne.
Chłopaków nie widzimy więc albo wyrwali do przodu, albo co gorsza zawrócili. Po
dwóch godzinach dojeżdżamy do bazy. Taxi nie ma. Co się stało? gdzie są ? jest
12 w nocy. Musieli zawrócić, a jeżeli popsuli się na północy ? to znaczy, że
znowu musimy tam jechać. Dokręcamy śrubkę w jednym mocowaniu gąsienicy,
tankujemy i szykujemy się na drugą rundę.
Nagle słychać głos rozkręconej benzyny. Ulga, są. Adam po paru godzinach ochłonął i już z
uśmiechem opowiada co czuł kiedy zawrócił i znowu musiał pokonać wszystkie te
jamy. Nerwy są bardzo złym doradcą. W chaosie i jeździe pod prąd jeden z bali
zamienił się w kopię i stając na sztorc przebił siedzenie kierowcy Sparko.
Lepiej już nie myśleć co się mogło stać. Nauka jest jedna spokój i opanowanie
do końca.
Na bazie przekazuje informacje serwisowi załogi od tej
biednej dziewczyny. Inna ekipa przychodzi i pyta się o dwa quady czy ich
widzieliśmy. Niestety, widzieliśmy i mieli połamane półosie. Adam też ich
widział rano w tym samym miejscu. Co znaczy, że tam stoją. Rosjanie proszą nas o ewakuacje
ludzi. Jest 1 w nocy dojechanie i powrót zajmie nam 5 godzin.
Tutaj ludzie
pomagają sobie prawie zawsze bo tylko na siebie mogą liczyć. Za to również
kocham wschód. Relacje międzyludzkie, są tu nadal najważniejsze, a prawo i
przepisy są daleko w z tyłu. Jesteśmy
tego nauczeni. Wielokrotnie pomagano nam na Syberii całkowicie
bezinteresownie. Nie zastanawiamy się
zbyt długo. Przepakowujemy się, zabieramy kolejny bak paliwa i ruszamy.
Razem z
Michałem atakujemy drugą pętlę. Co chwilę spotykamy porzucone quady, samochody
czy UTV. Samochody, które dojechały do mety wracały z porozrywanymi kołami.
Hondurasy również musiały się ewakuować.
My mkniemy dzielnie naszym wiezdziechodem 8km/h. To prędkość, o której inni
mogą tylko tutaj pomarzyć. Po 2,5 godziny docieramy do miejsca w którym widziano ich po raz ostatni.
Jednak ich tu nie ma. Jedyne co mi wpada do głowy, że jakoś się naprawili i
pojechali na północ do innej drogi tam może być tylko łatwiej. Właściwie to
wszędzie musi być tylko łatwiej. Wracamy. Wśród krzaków widzimy niedźwiadka.
Michał w gotowości. Z nożem bojowym i racą na niedźwiedzię w, która wyposażyła
mnie żonka jest gotowy do walki. Z tą prędkością i w tym terenie raczej mu nie
uciekniemy.
Ów to tylko kula krzaków na kamieniu skupiona w dziwnym
kształcie. Zwidy, zmęczenie, 5 rano. Michał przymyka oczy podskakując na
nierównościach. Ja rozkręcam manetkę i na pełnym gwizdku przeskakuje z jednej
półki błotnej na drugą. Momentami odpinam reduktor aby było szybciej. Oby jak
najszybciej do Sprintera.
Dojechaliśmy, rosyjska ekipa potwierdza nam moje
przypuszczenie. Ich druzja dzwonili, że są na drodze publicznej. Po chwili przyjeżdża kolejne auto szykujące
się na pomoc dziewczynie zostawionej w czeluści. Doradzam im aby pojechali do
około, tam gdzie wyjechały te quady, tam musi być łatwiej. Jest to 120km do
okoła, ale sama wybitka musi być prostsza. Chłopaki mają naklejki Ładogi więc
wiedzą, że tu nie ma żartów i korzystają z rady. Kiedy my resztkami sił
pakujemy naszego wszędołaza na lawetę, na końcu drogi widać coś przemieszczające
się w naszym kierunku. To quad z każdym innym, krzywym kołem. Na nim on i ona. Wyglądała bardzo słabo. Z trzech quadów zrobili jednego i
przez 7 godzin udało im się wrócić.
Jak pisałem na początku to odcinek, który uczy pokory i
szacunku to tutejszej przyrody. Tutaj auta nie ściągają się miedzy sobą. Każdy
chce tylko dojechać do mety. Jak zdąży o czasie to jest szczęśliwy.
Tak nasza przygoda z Ładogą w 2014 dobiega końca. Jak co
roku jest inaczej i zawsze coś nowego.
Dziękuje całej ekipie za mile spędzony czas. W tym roku cały
zespół naprawdę zgrany.
Oczywiście podziękowania dla mojej kochanej Łucja i dzieciaków,
którzy zawsze mnie wspierają. Te piękne miejsca znają tylko z opowieści i
zdjęć, ale niedługo przyjedziemy tu wszyscy razem. I gratulacje dla mojego
Taty, który mimo bycia dziadkiem dzielnie znosił trudy podróży i zawsze pomagał
we wszystkim co było możliwe. Babcia możesz być dumna.


Ladoga-2014-wyniki
Ladoga-2014-wyniki