Jest pierwsza w nocy z soboty na niedzielę, większość załóg nie wróciła jeszcze z pierwszego odcinka Ładoga Trophy 2013. Czas na jego przejechanie skończył się 5 godzin temu ;) ............ale od początku........... Sobota 25 maja 2013r. godzina 11 ląduję w Sankt Petersburgu. Tym razem nie jechałem z całym zespołem, ponieważ przebywałem w Maroku i stamtąd bezpośrednio miałem lecieć do Rosji. Dlatego o wszystkich przygodach jakie zawsze muszą nas spotkać na granicy opowie Michał w dziale Dojazd. Z lotniska na plac świętego Izaaka (skąd startują wszystkie załogi) jadę taksówką w trybie pilnym, kierowca na hasło "śpieszy mi się", łamie absolutnie wszystkie przepisy, włącznie z jazdą pod prąd, o czerwonych światłach nie wspomnę. Cena przejazdu tej taksówki też była oczywiście odpowiednia 500zł. Adam wybiega mi na spotkanie, pakujemy się do Sprintera i natychmiast ruszamy na odcinek. Godzinę temu zakończyło się oficjalne powitanie z ceremonią startu z rampy i wszyscy podążyli na pierwszy OS. Małe uzupełnienie, wcześniej pisałem że będę latał na
paralotni podczas tej edycji rajdu, ale życie szybko się zmienia. Od niecałego
miesiąca stałem się posiadaczem kanadyjskiej amfibii ARGO HDI, Godzina 13, startują pierwsze załogi. W tym roku konkurencja w klasie TR3 okazała się duża np. załoga słynnego czerwonego potwora, który w zeszłym roku zdyskredytował wszystkich włącznie z Magdą i Marcinem Łukaszewskim w klasie PROTO, dziś wystartował w TR3. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że to miała być odpowiedź za przegrany puchar Rosji z załogą z Soczy, i tutaj miał nastąpić rewanż. Najpierw rusza załoga Witolda Fedorowicza Żaby, zanim
rusza Taxówka, my za nimi. Oczywiście na równej drodze po chwili znikają nam z
oczu. W amfibii jadę ja i Michał robiący trudne zdjęcia. Niestety na
gąsienicach nie przekraczamy 25km/h więc odcinek 5km ciągnie się w
nieskończoność. Szutrowa droga zaczyna zamieniać się w odcinek zwalonych drzew
aby za chwilę ukazać ogrom przestrzeni. Już to widziałem, kilometry bagien
rozciągają się po horyzont. Współrzędne na nawigacji kierują w sam środek czeluści.
Każdy kto przekroczył ten próg, został skazany na długie cierpienie. Uwierzcie mi, że czegoś takiego nie widziałem. Byłem już tutaj, ale w tym roku poziom wody jest bardzo bardzo wysoki. Tereny które były przejezdne, są wielkimi rozlewiskami. Jedno auto po drugim, quad za quadem idą na rzeź niewiniątek. Zaczyna się niewinnie. 2km bagna gdzie jest trawa, później pojawiają się oczka wodne w trawie, później człowiek szuka trawy wśród oczek wodnych, aby dojść do momentu gdzie każdy fragment trawy jest pod wodą. Mniej więcej w połowie trasy wszystkim kończy się czas na odcinek 5 godzin 12km. Tam już nie chodzi o czas, Ci ludzie chcą po prostu wrócić do bazy. Jednak z każdym krokiem jest coraz trudniej. Ja z Michałem cały czas krążymy pomiędzy utopionymi autami, uśmiechając się życzliwie i uwieczniających ich zmagania. Wiem co czują Ci ludzie, nie raz było się w takiej beznadziejnej sytuacji i naprawdę wiem jak jest miło kiedy ktoś ci życzy powodzenie i trzyma za Ciebie kciuki, a pamiątka w formie zdjęć dla samych aktorów jest bezcenna.
Tak kończymy pierwszy dzień zmęczeni i wymarznięci. Sprzęt póki co spisuje się bez zarzutów. Wszystkie załogi dostają taryfę. Nawet zeszłoroczny zwycięzca czerwony potwór zawrócił z trasy po 12 godzinach zmagań. Wojtek
|
ŁADOGA TROPHY 2013 >