EUROPA 15000km
EUROPA 15000km
To nasza pierwsza tak długa wspólna wyprawa, przeznaczyliśmy na nią 6 tygodni, a celem jest DROGA. Wiedzieliśmy że ma być ciepło, mają być góry i morze, o przygody i wygody się nie martwiliśmy :) Do dyspozycji mamy hondę civic, o tyle popularną co mało pojemną. I tu pierwsze logistyczne zadanie przed nami: jak spakować wszystkie "niezbędne" rzeczy. Oczywiście tniemy koszty wyjazdu jak tylko się da, a zatem zabieramy jak najwięcej jedzenia i artykułów z Polski. Oprócz podstawowych artykułów spożywczych Wojtka czyli pepsi i snickersów :) posiadamy również własnoręcznie zawekowane słoiczki z mięskiem.
Pierwszy postój oczywiście na knedlikach i piwku. Bratysławę zwiedzamy raczej pobieżnie, krótka chwila przy Hradzie, z widokiem na fale mętnego Dunaju i nieco przygnębiającą Petrzalkę. W oddali widzimy interesujące wzgórze i oczywiście musimy się tam udać. Okazuje się że to cmentarz wojenny. My widzimy Bratysławę jako miasto, niesamowicie okaleczone, przecinającą jego centrum trasą szybkiego ruchu, którą wszyscy pędzą do niewiele oddalonego Wiednia.
Spragnieni odpoczynku i błogiego taplania się w wodzie ruszamy w stronę najbardziej popularnego zbiornika wodnego na Węgrzech - Balatonu. Po nocy spędzonej na polu kukurydzy w towarzystwie wszędobylskich much końskich, ruszamy do Szigliget - jednego z zamków bastionów Węgier. Mijamy ruiny i urokliwe miasteczko, gnani gorącymi promieniami słońca, by jak najszybciej dotrzeć nad sławny Balaton. I tu czeka nas kolejne zderzenie mitów z rzeczywistością - przesławny Balaton okazuje się być mętną zupą, z plażami o zabarwieniu szarego mydła, otoczoną budynkami z czasów socrealizmu. Nic nas jednak nie zraża - układamy swoje wyblakłe nieco ciałka, do tych leżących obok, szukając miejsca pozbawionego psich odchodów i innych znamion cywilizacji. Szykujemy się na wielki podbój Morza śródziemnego, napychając brzuszki langoszami z czosnkiem i serem.
I kolejna miejscówka, tym razem już po stronie Chorwackiej, wybierana w środku nocy okazała się bardzo gościnna. Na poranne śniadanko obudził nas odgłos przemykającego w pobliżu pociągu. Krajina, stanowiąca epicentrum wojny jugosłowiańsko - chorwackiej wita nas tablicami ostrzegającymi o niewy
Nareszcie czas na odpoczynek. Dobijamy tu do znajomych, usytuowanych na polu campingowym. Rozbijamy namiot i już wiemy że to nie o taki odpoczynek nam chodzi. Mimo wielkiego materaca i łatwego dojścia do toreb ze wszystkimi niezbędnymi rzeczami oraz nielimitowanym dostępem do bieżącej wody, czujemy się zaszczuci w naszym namiocie. Zdecydowanie wolimy spanie w niewygodnej pozie w aucie ale za to w miejscu przez siebie wybranym. No cóż na wyspie nie mamy takiej możliwości. Przebywamy jak najwięcej poza polem pływając, nurkując, próbując windsurfingu. Za dnia korzystamy bardzo aktywnie z dobrodziejstw słońca i kamiennej plaży, a nocą stoimy w korkach dojazdowych do i z malowniczej Korculi, bądź staramy się znaleźć jakiś zaciszny kącik w przepełnionym turystami Starym Mieście, w którym ulice przecinają się, tworząc "rybią ość".Opuszczamy wyspę i kierując się nadal na południe, mijamy "europejski mur chiński" otaczający Mali i Veliki Ston. Nie możemy się oprzeć i mimo upału idziemy wzdłuż murów, szukając na nie wejścia. A stamtąd rozpościera się widok na największą w Chorwacji hodowlę ostryg. Nadal zadziwia nas widok rosnących w przydomowych ogródkach granatów, pomarańczy, fig, oliwek, czy dorodnych juk i bugenwilii zdobiących odrzwia.
W okolicach Dubrownika znowu natrafiamy na liczne ślady zniszczeń wojennych. Tutaj dociera już zdecydowanie mniej turystów a większość środków przekazywanych jest na odbudowę Dubrownika, więc zmiany w okolicach zachodzą zdecydowanie wolniej. To miasto ma swój niesamowity klimat, czuje się w nim siłę i dumę całego narodu chorwackiego. Podczas wojny jugosłowiańsko - chorwackiej uległo zniszczeniu blisko 70% budynków w obrębie Starego Miasta, ale niemal wszystkie uszkodzenia zostały naprawione. Warto poświęcić sporo czasu na zwiedzanie, zostawić samochód na campingu i użyć nóg, autobusów, czy wypożyczyć skuter. Każdy znajdzie coś co go urzeknie. Dla nas olbrzymią radością, po całym dniu zwiedzania zabytków, okazała się kąpiel w odkrytej przypadkiem prywatnej zatoczce, podczas której Wojtek usilnie starał się mnie przekonać do bezpiecznego skoku do wody. Stałam się przyczyną ogólnej wesołości wszystkich skaczących, gdyż oni urządzali zawody kto skoczy z wyższej półki skalnej, a dla mnie skok z progu skalnego zalewanego falą, był wyczynem. Gdy po około 20 minutach przekonywania powiodła mi się próba dostałam ogólne brawa i pomocną dłoń przy wyjściu na brzeg. Po takim wyczynie należał nam się uczciwy posiłek - polecamy świeże kalmary z chorwackim winem, poprawiają humor zdecydowanie.
Około 12 km na pd od Dubownika, w miejscowości Kupari leży olbrzymi (niegdyś luksusowy) kompleks wypoczynkowy składający się z 9 hoteli i olbrzymiego pola campingowego, z własną prześliczną piaszczystą zatoką. Podczas ataku na Dubrownik stanowił on (ze względów logistycznych oraz olbrzymich podziemi) bazę armii chorwackiej. W tym miejscu widać dopiero ogrom zniszczeń jakie dokonały się podczas niedawnej wojny. Teoretycznie teren został rozminowany,ale nadal na każdym kroku straszą informacje o niewybuchach, zmuszające do zastanowienia. Pomimo że bram wjazdowych nadal strzegą żołnierze to problemów z wejściem nie uświadczyliśmy. Dostaliśmy się tam zarówno autem od strony drogi, jak i idąc wzdłuż wybrzeża. Może dlatego że Minister Turystyki nadal szuka nowego inwestora, który byłby w stanie zrekonstruować pozostawione ruiny (całość ma około 812 000m2 o kwocie nie będę wspominać). Muszę przyznać że byliśmy tam kilka razy, zaglądaliśmy w każdą dziurę, właziliśmy do wszystkich nie zabitych deskami budynków, sami nie wiedząc czego szukamy. To miejsce strasznie nas przyciągało. Wśród ruin hoteli i uzbrojonych żołnierzy, na piaszczystej plaży (jedynej w tej okolicy) bawiły się radośnie malutkie dzieci. Do tego ta niesamowita roślinność, kiedyś stanowiąca zadbane klomby i ogrody, teraz puszczona samopas, oplatała podziurawione budynki jakby chcąc zacerować powstałe rany.
W okolicy Dubrownika spędziliśmy kilka dni,ale pora ruszać dalej, ciągnie nas do Grecji, myśleliśmy żeby dostać się tam najprościej czyli wzdłuż wybrzeża, ale Chorwatka z campingu odradzała mówiąc że w Albanii jest bardzo niebezpiecznie, i przed kilkoma dniami zabito 2 turystów, żeby lepiej na około przez Bułgarię. Ruszamy zatem do
Pokaz slajdów PicasaWeb
CIĄG DALSZY nastąpi..